Życie codzienne
Świat, w którym żyli nasi przodkowie, był światem dualistycznym, podwójnym. Z jednej strony należały do niego przedmioty i obiekty realne, rzeczywiste, z drugiej byty duchowe, symboliczne. Oba te światy mogły się wzajemnie przenikać, stąd wielkie bogactwo obrzędowości i symboliki w życiu codziennym. Ten dualizm świata obejmował wszystkie dziedziny życia. Każdy przedmiot i czynność miały oprócz warstwy realnej także znaczenie symboliczne. Dotyczyło to także przestrzeni i czasu. Przestrzeń dzielono na znaną, dobrą, przyjazną, ograniczoną opłotkami wsi. Poza nimi rozciągał się świat obcy, tajemniczy, świat, w którym władały duchy. To samo dotyczyło czasu, zarówno w skali rocznej, jak i dobowej. W ciągu roku dni zwyczajne, przeznaczone na pracę i codzienne czynności przeplatały się z dniami szczególnymi. Te ostatnie powtarzały się w określonym rytmie wyznaczonym przez święta kościelne, związane z prastarym cyklem słonecznym i zmianami w przyrodzie. W ciągu doby wyróżniano dzień - porę pracy, jedzenia, czynności wiązanych z życiem oraz noc - czas snu uważanego za stan zbliżony do śmierci, dobry na wróżby i czary. Dziewczyna przed domem karmiąca kaczki
Szczególną rolę w życiu i wierzeniach odgrywał dom. Był ośrodkiem życia rodzinnego, miejscem, w którym odbywały się najważniejsze wydarzenia w życiu człowieka, od narodzin do śmierci. Był nie tylko budynkiem, był przede wszystkim symbolem, miejscem bezpiecznego schronienia przed siłami świata zewnętrznego. Dlatego obrzędy i przesądy dotyczące domu, a zwłaszcza jego budowy były bardzo bogate i wiele z nich zachowało się do dzisiaj. Ważny był już wybór drzewa. Do budowy nie powinno się brać sztuk " o dwóch kręgołkach" - bo wróży to nieszczęście, ani tych " ze świecą" - pionowo rosnącą gałęzią, bo ta sprowadza pożar. Przy zwózce każdy pień mógł być transportowany tylko odziomkiem do przodu. Przy układaniu pierwszego wieńca budynku na końcach każdej belki wycinano krzyże. Na nich układano, na każdym węgle, ziele ze święconego wianka, jajko, medalik i pieniążek. Ważne było też by dom miał nieparzystą liczbę " stręgarzy" - belek podtrzymujących powałę. Na środkowym umieszczano zwykle symbole chrześcijańskie mające zapewnić powodzenie mieszkańcom.
Szczególne miejsce zajmował próg - granica między bezpiecznym wnętrzem i światem zewnętrznym. Wiązały się z nim liczne wierzenia. Na progu witano wracających ze ślubu nowożeńców, którzy wspólnie przekraczali tę granicę. Długo utrzymywał się zwyczaj całowania progu przy pierwszym wejściu do nowo zbudowanego domu. Przez próg nie wolno się witać ani żegnać, przekraczać go tyłem. Rąbanie drzewa na progu było wielkim wykroczeniem - mogło sprowokować pożar. Do dzisiaj przetrwał zwyczaj stukania trumną o próg - symbol ostatecznego pożegnania zmarłego z bliskimi i domem. Kobiety na tle murowanego domu
Jeszcze w XVIII wieku dom był prostą budowlą. Składał się ze ścian, słomianego dachu - strzechy i drzwi. Okien praktycznie nie było, w ścianach znajdowały się tylko małe otwory zasuwane deseczkami. Wnętrze nie było podzielone na pomieszczenia. Były to tzw. chałupy dymne. Paliło się w nich " na babce", czyli na szerokim słupie ulepionym z gliny. Dym rozchodził się po całym pomieszczeniu i uchodził na poddasze, skąd szparami w dachu wydostawał się na zewnątrz. Ściany, nigdy nie bielone, były czarne i przesiąknięte dymem. Ludzie siedzieli nisko przy ziemi lub chodzili pochyleni, by uniknąć gryzącego dymu. W XIX wieku domy przybrały inny wygląd, zależny od stopnia zamożności gospodarza. U bogatszych często spotykało się ganek przed wejściem lub galerię - podcienia wzdłuż frontowej ściany z ozdobnie wykończonymi słupami i balustradą. Domy kmieci składały się z trzech części. Przez środek szła sień, po jednej stronie ( najczęściej południowej) była izba, po drugiej komora. Podstawowym materiałem budowlanym było drewno. Najczęściej używano belek sosnowych i jodłowych, tylko bogatsi, do wykonania pierwszego wieńca używali dębiny. Belki łączono wykorzystując konstrukcję zrębową, zwaną także węgłową. Węgły, wsparte na odpowiedniej wielkości kamieniach, wiązano najczęściej "na rybi ogon", rzadziej " na kryte zamki". W budynkach gospodarczych stosowano znacznie prostsze wiązanie " na obłap". Dachy słomiane - strzechy - były czterospadowe, strzechę układano " na gładko" lub częściej " w schodki". Grzbiety dachów, " kalenice", były wzmacniane słomą wymieszaną z perzem i gliną oraz zabezpieczone " koziołkami" zbitymi ze skrzyżowanych żerdek. Dach był zazwyczaj wysoki, dwa razy wyższy od budynku.
Pojawiły się także udoskonalenia techniczne. Domy zaopatrywano w kominy, początkowo ulepione z gliny zarobionej ze słomą. Tu i ówdzie trafiały się zrobione z wypróchniałego pnia drzewnego obrzuconego gliną. Nad " babką" instalowano tzw. kapę, wychwytującą dym i kierującą go do komina. Garnki z gotowaną strawą przystawiano do ognia albo wstawiano między płonące polana umieszczając je na dynarkach - specjalnych podstawkach w kształcie trójnogów. Dopiero pod koniec XIX wieku nastały kominy murowane i kuchnie z blachą do gotowania. Prócz kuchni, w każdym domu znajdował się piec chlebowy. Zimą służył także do ogrzewania. Był dużą budowlą z surowej cegły, na jego sklepieniu - " nalepie", sypiały zwykle dzieci. Także dorośli, ilekroć ktoś poczuł się chory, wyłazili na piec, by tam wygrzać się i wyleżeć. Drewno opałowe do pieczenia chleba nakładało się przez tzw. " grubę". Przechowywano w niej także ziemniaki, drewno, a ponadto pełniła funkcję tymczasowego pomieszczenia do przetrzymywania drobiu, szczególnie kurcząt. Między piecem a ścianą było dość dużo miejsca. Określano je nazwą " zapiecek". Tam przechowywano artykuły spożywcze - kasze, suszone owoce i grzyby. Sprzęty domowe były bardzo proste. Należały do nich: stół, ławy, łóżka i skrzynie pełniące rolę dzisiejszych szaf. Na ścianach bielonych raz do roku, najczęściej na Wielkanoc, wisiały obrazy świętych. W sieni stały żarna do mielenia zboża, stępa do tłuczenia kaszy i pniak do rąbania drzewa. W żadnym z pomieszczeń nie było podłogi tylko ubita glina. Do gotowania służyły gliniane garnki, także miski, dzbanki i donice lepione były z gliny. Naczynia metalowe, " żeleźniaki" zaczęły się rozpowszechniać na przełomie XIX i XX wieku. Do jedzenia używano drewnianych łyżek.
Domy oświetlano początkowo szczapami smolnymi, które paliły się " na świeczniku". Później wprowadzono kaganki do świecenia oliwą, następnie oświetlenie naftowe - najpierw tak zwane " knotki", małe lampki bez szkiełka, następnie lampy naftowe. Ogień rozpalano przy pomocy krzesiwa i hubki. Wykrzesanie ognia było dość trudne a przede wszystkim czasochłonne, dlatego starano się przechować go w popiele z dnia na dzień. Jeśli wygasł, posyłano " po ogień" do sąsiadów, u których już się paliło. Wysłany nabierał kilka rozżarzonych węgielków do garnka i czym prędzej wracał, stąd powstało powiedzenie " wpadł jak po ogień". Zapałki zaczęto powszechnie stosować dopiero pod koniec XIX wieku. Młodzież
Ludzie żywili się tym, co sami na polu i w gospodarstwie wyprodukowali. Kupowano tylko sól i naftę. Kapusta, groch, kasze, ziemniaki i barszcz z mąki oraz chleb były podstawą pożywienia. Do maszczenia potraw używali słoniny, sadła, rzadko masła a w poście oleju konopnego lub lnianego. Z przypraw używano najczęściej mięty, kminku, kopru, pietruszki, rzadko pieprzu. W ciągu dnia spożywano zwykle trzy posiłki, tylko w okresie od św. Jana do św. Michała pracujący w polu dostawali dodatkowy popołudniowy posiłek - " jużynę" chleb z masłem i serem. Na śniadanie najczęściej był barszcz z razowym chlebem. Obiad składał się z dwóch dań. Na pierwsze była kapusta lub zupa ziemniaczana, drugie danie stanowiła kasza jaglana lub jęczmienna albo kluski a czasem pierogi z serem. Na wieczerzę podawano barszcz z ziemniakami. Było też zwyczajem, że do posiłków zasiadali razem wszyscy domownicy. Jedli z jednej miski, starsi siedzieli przy stole, dzieci na stojąco. Bardzo ważną, niemal obrzędową czynnością było pieczenie chleba. Najpierw na piecu suszyło się żyto, które potem mielono w żarnach. Tak przygotowana mąka była dość gruba i z otrębami - tylko bogatsi używali mąki ze młyna. Na noc gospodyni przygotowywała rozczyn z mąki, mleka lub wody czy serwatki. Dodawała drożdże i trochę rozmoczonego w wodzie ciasta, pozostawionego z poprzedniego pieczenia. Po wyczyszczeniu dzieży zawsze zostawało trochę ciasta. Dodawano do niego soli, by nie spleśniało i przechowywano je do następnego wypieku. Na drugi dzień dodawano resztę mąki i całość wyrabiano. Ciasto dzielono przeważnie na 6 lub 8 części. Wkładano je do glinianej misy, oblanej wcześniej wodą. Do tego celu używano także wyplatanych ze słomy lub wikliny koszyczków. Potem ciasto wykładało się na okrągłą, drewnianą łopatę, często podkładając pod ciasto chrzanowe liście. Na pierwszym bochenku gospodyni robiła znak krzyża i chleb wędrował do pieca. Gdy włożyła ostatni, łopatą nad piecem też czyniła znak krzyża. Chleb pieczono co tydzień lub dwa, w zależności od potrzeb i liczebności rodziny. Chleb zawsze był bardzo szanowany. Przed rozkrojeniem bochenka czyniono na nim znak krzyża, za grzech też wielki uważano zmiatanie okruszyn na ziemię. Każdy okruszek, który przypadkowo znalazł się na ziemi podnoszono i całowano. Zwyczaj ten trafił do wiersza " Moja piosnka [II]" Cypriana Kamila Norwida. Szacunkiem otaczano nie tylko chleb, ale w ogóle żywność. Po żniwach zbierano starannie kłosy na polach, bo grzechem byłoby " na zmarnienie na ścierni zostawić". Wynikało to z częstych w tamtych czasach okresów głodu. Na przednówku w XIX wieku ludzie często żywili się chwastami: perzem, łobodą.
Zagroda składała się z domu i budynków gospodarczych. Do początku XX wieku wznoszono je zazwyczaj wokół wewnętrznego placyku, zwanego " rynkiem". Na dłuższym boku stał dom, po przeciwnej stronie obora i stajnia. Jeden z krótszych boków zajmował chlew, drugi zamykał drewniany parkan. W rynku gromadzono wyrzucany z pomieszczeń dla zwierząt obornik. Stodoła zawsze stała w pewnym oddaleniu, dla ochrony przed ogniem. Składała się z trzech części: środkowego boiska i bocznych sąsieków. W niektórych znajdowało się jeszcze dodatkowo wydzielone pomieszczenie - wozownia. Dziewczynka z koniem
W wodę zaopatrywano się najczęściej w pobliskich strumykach. Studnie kopane stały się elementem wiejskiego krajobrazu dopiero w XVIII wieku. Zabezpieczano je najczęściej obudową z olchowych szczap, później kamienną lub betonową cembrowiną. Obok studni stał żuraw - umieszczone na wysokim drągu ramię, na końcu którego uwiązywano wiadro.
Siedziby ludzkie otoczone były płotami. Pełniły one rolę ważnej granicy chroniącej przed złem, nieszczęściem, intruzami. Stąd i " magia płotu" była bardzo rozwinięta. Jej echem może być funkcjonujące do dzisiaj powiedzenie " Pierwsze koty za płoty". Dawniej wierzono jeszcze, że nie wolno zostawiać otwartej furtki na dłużej, bo kusi to zły los. Również wylewanie nieczystości przez płot mogło mieć niebezpieczne konsekwencje. Dla podtrzymywania ochronnej mocy płotu obsadzano go zwykle leszczyną i klonem. Płoty w dawnej wsi miały różną konstrukcję. U biedniejszych były to przeważnie " chruśniaki" - składające się z wbitych w ziemię palików, między które przeplatano pręty wierzbowe. Były też płoty " plecione". Te wykonywano z " dronek"- cienkich listewek dartych ze świerkowych kloców. Wplatano je następnie między trzy żerdzie poziome, przymocowane do pionowych palików. W każdym ogrodzeniu pozostawiano dwa wejścia. Mniejsze zwano furtką, większe - wrota - służyły do wypędzania bydła i dla wozów. Jeden ze stroji
Stroje każdy sporządzał sam. Strój codzienny mężczyzny składał się z długiej, sięgającej niemal kolan, koszuli z rękawami wypuszczonej na portki i przepasanej pasem. Kobiety na podobną koszulę nakładały jeszcze spódnicę i zapaskę. Na głowach kobiety nosiły chustki, mężczyźni słomiane kapelusze lub okrągłe sukienne czapki - magierki. Chodzono boso, tylko zimą używano chodaków przerabianych ze starych cholew, częściej z lipowego łyka. W czasie chłodów na koszulę narzucano biały kabat zwany " płótnianką" a zimą kożuch. Strój odświętny, obecnie nazywany ludowym, był bardziej okazały. Pod koniec XIX wieku kobiety ubierały długą koszulę bez rękawów, na nią białą bluzkę z ozdobną kryzą oraz spódnicę, na którą wdziewały jeszcze jedną spódnicę z cienkiej wełny o żywych jaskrawych kolorach, w kwiatki, kółka, smużki, paski. Na spódnice zakładały białą zapaskę krótszą od spódnicy około 20 centymetrów. Panny nosiły zapaski dołem proste, zdobione poziomo naszytymi wstążkami, zapaski starszych kobiet, dołem były wycięte w ozdobne ząbki, powyżej których znajdowały się ozdobne, ażurowe hafty. Na bluzkę ubierały gorset z granatowego aksamitu lub sukna. Na początku XX wieku gorsety ozdabiano cekinami, wyszywano drobnymi koralikami lub haftowano. Dla większej ozdoby kobiety nosiły sznury korali, dziewczęta naszyjniki z bursztynu. Ramiona i plecy, dla ochrony przed chłodem, okrywały dużymi, grubymi chustami z frędzlami ( tzw. " dybytki"). Na głowę zakładały wełniane chustki w kwieciste wzory. StrójUzupełnieniem stroju były sznurowane trzewiki sięgające łydek. Strój męski składał się z białej lnianej koszuli, spodni wpuszczanych w cholewy wysokich butów. Ozdobą stroju był pas, początkowo szeroki, z czerwonej skóry złożonej podwójnie i zszytej górą. Były one zazwyczaj tak długie, że można się było dwa razy " opasać", ozdobione mosiężnymi guzikami i kółkami. Okryciem wierzchnim była biała " płótnianka". Dodatkiem stroju zarówno kobiecego jak i męskiego były różnego rodzaju wstążki, tasiemki i kokardy. Używano ich też do spinania części odzienia zamiast guzików. Strój męski ulegał znacznie szybszym przemianom niż kobiecy i już na przełomie XIX i XX wieku stracił swe charakterystyczne elementy na rzecz ubioru miastowego - surdutów i poszerzanych górą spodni. W XIX wieku często używano tzw. sukmany. Była wierzchnim okryciem, krojem przypominała "płótniankę". Wykonywano ją z sukna brązowego dla mężczyzn i barwionego na niebiesko dla kobiet. Sukmany kobiet, żupany, ozdobione były dodatkowo czerwonymi wyłogami i przepasywane czerwoną krajką. Przy niecodziennych okazjach, kiedy mężczyźni tworzyli orszaki konne, tzw. banderie, występowali w barwnych, kobiecych żupanach. Z czasem strój o barwie niebieskiej stał się strojem męskim. Bardzo interesująca jest geneza stroju ludowego. Wywodzi się on z ubiorów piechoty wybranieckiej utworzonej przez Stefana Batorego. Ich mundury - tak jak kobiece żupany- były błękitne, zdobione czerwonymi wyłogami i pętlicami.
Pranie zazwyczaj odbywało się co tydzień. " Łachy" przeznaczone do prania moczono na noc w dużych cebrach. Warstwy tkanin przesypywano popiołem z twardego drewna i zalewano ługiem przyrządzanym z zaparzonego popiołu. Następnie kobiety niosły pranie do rzeki, gdzie na specjalnie przygotowanych miejscach ( tzw. ławkach) prały i płukały za pomocą " kijanek".
W czasach pańszczyźnianych, a także później, w większości gospodarstw utrzymywano służbę. Słudzy wywodzili się z biednych, wielodzietnych rodzin, pozbawionych własnej ziemi. Bieda zmuszała ich do pracy w gospodarstwach bogatszych chłopów najczęściej " za wikt i odziewek". Tylko starsi ze służby otrzymywali ponadto zapłatę. Na gospodarstwach kmiecych było zwykle czworo służby: parobek, dziewka, wyrostek i pastuch, w biedniejszych dwoje. Stosunki między gospodarzami a służbą były nierzadko prawie familijne, razem pracowali, razem jedli z jednej miski, często przez wiele lat gospodarzyli wspólnie. Gospodarz orał, siał, kosił, czasem żął zboże, zwoził plony, młócił, zarządzał służbą. Do gospodyni należało gotowanie, pieczenie chleba, przędzenie, pranie, doglądanie krów, świń, drobiu oraz opieka nad dziećmi. Parobek robił to, co gospodarz wspólnie z nim, doglądał koni, czasami nawet nadzorował resztę służby. Dziewka wykonywała wszystkie zajęcia gospodyni, ponadto miała mleć, tłuc jagły, sprzątać w chałupie. Wyrostek robił wspólnie z parobkiem a także rąbał drzewo na opał, pasł konie w nocy. Pastuch w lecie pasł bydło, zimą pomagał w jego obrządzaniu, przy mieleniu, tłuczeniu kaszy. Większość narzędzi i sprzętów potrzebnych w gospodarstwie wykonywano na miejscu. W wielu domach stały warsztaty tkackie, na których powstawały płaty płótna. Z nich gospodyni szyła odzienie dla rodziny wytwórczość służby. Każdy gospodarz sam wykonywał większość prac o charakterze stolarskim czy ciesielskim. Tylko rzemiosło o wyższym stopniu specjalizacji miało własnych przedstawicieli. Należeli do nich np. szewcy, garncarze, kowale.
Narzędzia w ciągu wieków także ulegały zmianom. Jeszcze w połowie XIX wieku posługiwano się pługami drewnianymi, które tylko lemiesz miały okuty blachą. Do orki takim pługiem zaprzęgano na cięższych ziemiach cztery konie. Brony także były drewniane z żelaznymi zębami. Do młócenia używano cepów, a czyszczenie zboża odbywało się przez wianie. Na boisku, przy otwartych drzwiach rzucało się ziarno pod wiatr specjalną szuflą - " siedleczką". Młocarnie i młynki do wiania wprowadzono dopiero w XX wieku. Sieczkę dla zwierząt rznęło się w skrzynkach ręcznych. Do połowy XIX wieku powszechnie posługiwano się wozami wykonanymi wyłącznie z drewna. Później wozy takie, krępowane brzozowymi wiciami, nazywano " bosymi", dla odróżnienia od "żelaznych". Te ostatnie weszły w użycie po " ustaniu pańszczyzny". Miały koła okute w żelazne obręcze - " rafy" oraz okucia na osiach.
W uprawach dominowały zboża. Najwięcej siano żyta, jęczmienia i prosa. Ziemniaków sadzono niewiele, za to znacznie więcej siano rzepy. Ona też była ważnym składnikiem pożywienia, bo od Bożego Narodzenia w uboższych gospodarstwach ziemniaków już się nie jadło. Rzepę natomiast drobniejszą suszono na strychach i następnie spożywano w poście gotowaną i zasypywaną kaszą jaglaną. Więcej niż obecnie sadzono kapusty. Kiszono ją szatkowaną lub w całych główkach, przesypanych tylko drobno posiekanymi liśćmi. Przez zimę była to podstawa wyżywienia, a kwas pomagał pozbyć się pasożytów. Z roślin strączkowych bardzo popularne były bób i groch. Każdy gospodarz siał także len i konopie oraz mak. Drzewa owocowe, choć rosły przy każdym domu, nie należały do odmian szlachetnych. Najczęściej rozsiewały się same, a jedynym zabiegiem pielęgnacyjnym przy nich wykonywanym było obwiązywanie powrósłem w Wigilię. Prócz tego wszędzie na skrajach pól, na miedzach rosły dzikie grusze dostarczające najwięcej owoców. Jabłka, śliwki i gruszki suszono w piecach chlebowych. Sporządzano z nich później kompot, a w poście ugotowane i roztarte owoce dodawano do kaszy jaglanej. Z warzyw uprawiano głównie cebulę, czosnek i ogórki. W domach, gdzie były dziewczęta spotykało się kwiaty. W doniczkach rosły pelargonie, rozmaryn. W ogródku przed domem najczęściej sadziło się rutę, róże, nagietki, piwonie i lilie.
Prawdziwym utrapieniem dla chłopów do połowy XIX wieku była pańszczyzna. Definicja słownikowa określa ją jako świadczenie zobowiązujące chłopa do przymusowej pracy na rzecz właściciela wsi za użytkowane gospodarstwo rolne. W XIII - XV wieku odrabiano kilkanaście dni pańszczyzny w ciągu roku z łanu ( ok. 20 ha). Rozwój folwarków spowodował wzrost obciążeń i upowszechnienie pańszczyzny tygodniowej. Chłopi niejednokrotnie musieli pracować na pańskim przez 6 dni w tygodniu. Wprawdzie w `758 roku wymiar pańszczyzny zmniejszono do 3 dni tygodniowo, ale dwory omijały ten przepis przez tzw. regulacje i wydziały, domagając się wychodzenia do pracy przez dwie osoby z gospodarstwa. Pańszczyzna dotyczyła nie tylko prac polowych, obejmowała wszystkie posługi na rzecz dworu: transport, kopanie rowów melioracyjnych, ścinkę i rąbanie drzewa, stróżowanie. Kmiecie użytkujący średnio po 18 morgów gruntu odrabiali pańszczyznę sprzężajną, czyli końmi, wołami i własnymi narzędziami przez 6 dni w tygodniu. Zagrodnicy uprawiali najczęściej 6 morgowe gospodarstwa własne. Z tego odrabiali 3 dni pańszczyzny pieszej tygodniowo. Pracowali własnymi narzędziami ręcznymi: motyką, rydlem, sierpem, cepem. Chałupnicy mający tylko chałupę i komornicy wynajmujący kąt u bogatszych nie odrabiali pańszczyzny. Chodzili na zarobek do gospodarzy i w czasie, gdy ci odrabiali pańszczyznę obrabiali ich pola. Wymiar prac był ściśle określony. Odrabianie powinności było rygorystycznie egzekwowane.Za nieposłuszeństwo i nie wywiązywanie się z obowiązków groziły surowe kary. Przed dworem Kotulińskich w Białobrzegach do połowy XIX wieku znajdował się gąsior ( w miejscu, gdzie dzisiaj stoi krzyż), w którym zakuwano opornych chłopów. Jeśli nie pomagały kary, chłopa usuwano z gospodarstwa, a na jego miejsce sprowadzano innego. Przypadek taki, usunięcie Stanisława Wojnara z Woli Dalszej, zdarzył się jeszcze w 1850 roku. Przejazd przez wieś
Życie w trudnych warunkach, konieczność częstej pomocy w cięższych pracach, w trudnych sytuacjach kształtowały więzi sąsiedzkie i normy obyczajowe. Tradycja wymagała, by przy spotkaniu z sąsiadem powitać go i zamienić z nim kilka zdań. Rozmowa dotyczyła zdrowia, gospodarstwa, znajomych. Wchodzący do domu witał domowników słowami: " Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", na co ci odpowiadali: " Na wieki wieków. Amen". Kobiety witały się zazwyczaj zwrotem: " Witejcie kumeczko Różańca Świętego", po czym obie wymieniały swoje tajemnice różańcowe. Pracujących pozdrawiano " Szczęść Boże", na co odpowiadano " Daj Panie Boże".
Żołnierz na koniu
Często odwiedzano się wzajemnie na tzw. schadzkach. Zimą odbywały się po domach, w porze letniej, w niedziele i święta gromadnie siadywano w dogodnym miejscu pod gołym niebem i starsi snuli różne opowieści: o pańszczyźnie, wojnach, zarazach, czarach i strachach. Częstym miejscem spotkań była też karczma. Stateczni gospodarze zaglądali tu rzadziej, ale młodzież odwiedzała je często. Karczmy najczęściej prowadzili Żydzi, w Białobrzegach było ich trzy: na tzw. Dyszlówce ( naprzeciw dzisiejszego cmentarza), koło młyna, zwana " Pod blachą" - właścicielem był Berek Faust, bardziej znany jako Piskiel i przy drodze do Wisłoka, którą prowadził Jukiel. Na terenie gminy były jeszcze karczmy w Dębinie na skrzyżowaniu dróg należąca do Mendla, w Korniaktowie przy drodze od promu ( stąd nazwa części wsi - Zakarczmie), w Budach przy drodze do Grodziska.
Największą jednak rozrywką chłopskiego życia były wesela. Obfitowały one w różne ceremonie, dziś już zapomniane. Zwyczaje weselne różniły się znacznie w każdej wsi. Najczęściej odbywały się jesienią, po zakończeniu prac w polu. Czasu wolnego było więcej a gospodarstwa po zbiorach zaopatrzone w żywność. Przed weselem spotykali się rodzice młodych i ustalali posag, na który składały się morgi gruntu, zwierzęta hodowlane, sprzęty domowe. Gości na wesele zapraszała pani młoda z drużką, obie ubrane w stroje odświętne, ludowe. W dniu przed weselem w domu pani młodej odbywała się tzw. " Dobranocka".Wesele dawniej Drużki, swacia z kapelą śpiewali pod oknem młodej piosenki, później zapraszano ich do mieszkania gdzie odbywały się tańce i śpiewy. Następnego dnia, zazwyczaj w środku tygodnia, najczęściej w czwartek, zjeżdżali się goście weselni. Przybywali w przyozdobionych kwiatami i wstążkami bryczkach, bogatsi mieli na takie okazje specjalne bryczki, plecione z wikliny, tzw." wasążki". Drużki przywoziły tzw. " wiechę" - choinkę udekorowaną wstążkami, kolorowymi piórami, ozdobami pieczonymi z ciasta. Kapela witała gości marszem, za którego witani wrzucali w basy jakiś pieniądz. Przed wyruszeniem do kościoła rodzice udzielali młodej parze błogosławieństwa. Na drodze do kościoła orszak czekały niespodzianki - zastawy, szlabany. Dalszy przejazd należało okupić, zazwyczaj butelką wódki. Starościna po drodze rzucała szyszki - małe, pieczone w tym celu bułeczki. Później szyszkami stały się ciastka, słodycze, cukierki. Po ceremonii ślubnej wracano ze śpiewem, woźnice często urządzali wyścigi zaprzęgów. Przed domem gospodyni witała młodych chlebem i solą, życząc, by nigdy nie brakło im chleba. Młodzi całowali chleb i wchodzili do domu a za nimi goście. Na stołach do poczęstunku był chleb, bułki, osełki masła, gomółki sera. Żołnierz z I wojny światowej. Na obiad zwykle podawano rosół. Po obiedzie rozpoczynała się zabawa, tańce, przyśpiewki. Na początku tańczono " z wiechą". style="" za taniec z drużkami otrzymywali kawałek jodłowej gałązki, którą ozdabiali kapelusze. Po tańcach wiechę chowano do komory, by wieczorem umieścić ją na dachu chałupy panny młodej. Tańce, śpiewy, zabawa trwały niemal do rana. Następnego dnia, na poprawinach, głównym elementem zabawy były zabiegi związane z wykradaniem kołacza starościnie. Za zwrot wypieku musiała wypłacić określoną ilość wódki. Zwrócony kołacz kroiła na części i dzieliła między obecnych. Ostatnim obrzędem weselnym były " oczepiny" - pani młoda zamieniała wianek na specjalny czepiec. Szyto go z błyszczącego materiału, ozdabiano wstążkami, cekinami, haftem. Po oczepinach następował jeszcze " biały wieniec". Na stole ustawiano dwa talerze jeden na drugim. Każdy z gości wrzucał do talerza kilka złotych, po czym tańczył wokół stołu z panną młodą. W kolejnym dniu odbywały się przenosiny panny młodej do domu małżonka. Przy tej okazji goście starali się porwać z domu weselnego jakiś drobiazg " dla młodych na szczęście".
Kalendarz
Grudzień [2024]
Poniedziałek | Poniedziałek | Poniedziałek | Poniedziałek | Poniedziałek | Poniedziałek | Poniedziałek |
---|---|---|---|---|---|---|
01 | ||||||
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |